Skąd w tobie tyle
pasji do ortografii?
– Powiem nieskromnie, że musiałem się z tym chyba urodzić.
Od najmłodszych lat gramatyka i ortografia, a później interpunkcja nie
sprawiały mi żadnych kłopotów. Dzisiaj właśnie interpunkcja, o której mój
mistrz prof. Jan Miodek mówi, że jest to sztuka myślenia, stała się moim
największym konikiem. Kiedy skończę pisanie doktoratu (temat dysertacji to
oczywiście ortografia), będę organizował w Krakowie trzymiesięczne kursy nauki
interpunkcji dla wszystkich ambitnych Polaków. Każdego chętnego nauczę poprawnego
stawiania przecinków…
Jesteś mistrzem ortografii polskiej. Czy trudno było zdobyć tytuł? Jak wyglądał sam konkurs?
– Wygrałem mistrzostwa Polski w ortografii w 1990 r. i
zostałem wtedy czwartym mistrzem. Oczywiście, trudno było sięgnąć po tytuł…
Konkurs wyglądał wówczas inaczej niż w następnych latach. Najpierw pisało się
dyktando eliminacyjne, a najlepsi zostali za miesiąc zaproszeni do studia
Polskiego Radia w Katowicach na półfinał i finał. W finale startowało sześć
osób, należało odpowiedzieć na pytania już nie tylko z ortografii, ale także z
gramatyki czy interpunkcji, np. ile kropek ma wielokropek (poprawna odpowiedź:
trzy, gdyż każda następna kropka to już wykropkowanie…). Niestety, wtedy gdy
startowałem, główną nagrodą nie był jeszcze samochód osobowy czy nagroda 30
tys. zł. Otrzymałem jedynie telewizor kolorowy od sponsora, 200 zł od Programu
III Polskiego Radia i jakieś słowniki z PWN-u…
Czy mistrzowi zdarza
się popełniać błędy? Czy ludzie ciebie poprawiają?
– Raczej nie, ale to wcale nie oznacza, że jestem
wszystkowiedzący. Daleko mi do besserwisserstwa. W razie wątpliwości zaglądam
do słownika. Poprawna polszczyzna stanowi dla mnie wyzwanie, ciągle ją
doskonalę. Najważniejsze to mieć świadomość językową, refleksję, czy pisząc
coś, robię to dobrze, używam słów we właściwym znaczeniu, dobrze je odmieniam i
zapisuję…
Jakie są według
ciebie najczęstsze błędy w mowie i piśmie popełniane przez Polaków?
– Uchybienia różnego rodzaju przytrafiają się wszystkim:
osobom prostym i wykształconym, uczniom i nauczycielom, dziennikarzom i
redaktorom, studentom i profesorom, dzieciom i rodzicom. Bardzo źle mówią
politycy, urzędnicy, adwokaci, ekonomiści, inżynierowie, księża w kościele. Nic
nie wskazuje na to, żeby było w tym względzie lepiej… Mnóstwo ludzi mówi i
pisze np. wziąść zamiast wziąć, lubieć zamiast lubić, wymyśleć zamiast
wymyślić, nienawidzieć zamiast nienawidzić, pisało w gazecie zamiast było
napisane, póki co zamiast na razie, tymczasem, przekonywujący zamiast
przekonywający, odczepiny zamiast oczepiny. Niezwykle denerwujące są te
wszystkie karnistry zamiast kanistry, biometry zamiast biomety, steropiany
zamiast styropiany, dekoldy zamiast dekolty. Mógłbym wymieniać długo…
Czy gazety mogą
uchodzić za wzór, jeśli chodzi o poprawność językową?
– Broń Boże! Dziennikarze piszą robią wiele błędów
stylistycznych, ortograficznych i interpunkcyjnych, czego nie wyłapuje się
przed drukiem. Jednym z powodów jest to, że w gazetach pracuje wiele
przypadkowych osób, które kompletnie nie radzą sobie z polszczyzną. W dużej
mierze jest to jednak wina ich przełożonych, nieraz niewiele więcej wiedzących
o sprawach rodzimego języka, a zatem i niewiele wymagających od innych.
Co sądzisz o używaniu
w mediach słów potocznych?
– Jak sama nazwa wskazuje, nie powinny one trafiać do gazet…
Niestety, trafiają i są przez niektórych dziennikarzy tolerowane. Uważają oni
nawet, że w ten sposób jest się bliżej czytelnika…
Funkcjonuje opinia,
że teksty dziennikarzy obywatelskich są gorsze niż dziennikarzy zawodowych…
– Cóż, trochę można
się z tym zgodzić… Dziennikarze amatorzy piszą tak jak umieją: jedni lepiej,
drudzy gorzej, ale niestety często ich teksty nie spełniają kryteriów dobrego
materiału dziennikarskiego. Dziennikarze amatorzy nie znają (no bo gdzie mieli
to zrobić?) warsztatu, nie wiedzą, jak powinna wyglądać dobrze skonstruowana
informacja, co to jest lead (lid), zasada „odwróconej piramidy”, czym się różni
artykuł informacyjny od informacji albo jakimi cechami musi się charakteryzować
sprawozdanie. Nie mają pojęcia, że w wywiadzie najważniejsze jest pierwsze
pytanie dziennikarza i ostatnia wypowiedź interlokutora (bo to pointa,
podsumowanie całej rozmowy i dlatego nie dziękuje się za rozmowę, bo to rozbija
pointę), że nie trzeba pisać „Pan”, „Pani” (wielkimi literami), gdyż wywiad to
coś wtórnego, skierowanego do czytelnika. Dziennikarze amatorzy piszą więc po
omacku. W normalnej redakcji, zanim artykuł znajdzie się w druku czy na
antenie, musi być przez kogoś (zwykle przełożonego) przeczytany, oceniony, poprawiony
i zatwierdzony do druku. W razie czego ląduje w koszu. Dziennikarz amator to,
co napisze, od razu daje do sieci, często nieświadomy, że informacja, komentarz
czy felieton zawierają uchybienia. Sporo do życzenia pozostawia język, jakim
posługują się dziennikarze obywatelscy. Często piszą tak jak mówią albo silą
się na styl napuszony, pretensjonalny. W ich tekstach znajduje się mnóstwo
usterek językowych: stylistycznych, ortograficznych, a przede wszystkim
interpunkcyjnych. Dziennikarz obywatelski ma małe szanse, żeby dowiedzieć się,
że butonierka nie jest ‘kieszenią na marynarce’, tylko ‘dziurką w klapie
marynarki’, a prząśniczka – ‘prządką’ (to ‘część kołowrotka’); że nie mówi się
iść po najmniejszej linii oporu, tylko iść po linii najmniejszego oporu, bo
chodzi ‘o najmniejszy opór’, a nie ‘o najmniejszą linię’…
Czy zauważyłeś, że do
serwisów internetowych dziennikarze zawodowi wrzucają gorsze artykuły?
– Powiedziałbym raczej, że artykuły mniej dopracowane, nie
przeczytane przez wydawcę czy sekretarza redakcji, a więc nie poprawione
merytorycznie, językowo. Wystarczy porównać codzienne wydanie papierowe „Gazety
Wyborczej” i te same teksty w portalu www.gazeta.pl…
Serwisy społecznościowe
zobowiązują dziennikarzy do należytej staranności w redagowaniu tekstów, nie
popełniania błędów, poprawnego wykorzystania znaczników. Czy w przypadku
powstania błędów serwis nie powinien publikować takiego materiału?
– Dziennikarze obywatelscy na pewno bardzo się starają, ale
często nie mają odpowiedniej wiedzy, żeby napisać tekst tak jak należy pod
względem warsztatowym. Jeśli jakiś artykuł nie spełnia kryteriów znalezienia
się w sieci, właściciel portalu powinien go wstrzymać i odesłać autorowi do
poprawy…
Istnieje wiele zdań
na temat źródeł, z jakich najlepiej korzystać, pisząc teksty…
– Najlepiej sprawdzonych! Dziennikarz obywatelski i każdy
inny powinien się dwa razy zastanowić, kiedy otrzymuje sensacyjną wiadomość.
Żyjemy w czasach permanentnej walki politycznej i kotłowania się spraw ludzi w
samorządach lokalnych. Trzeba więc być ostrożnym. Ale osobom pokrzywdzonym
przez los wypada zawsze pomagać…
Prowadzisz stronę internetową „Obcy język polski”
(www.obcyjezykpolski.interia.pl) będącą odpowiednikiem tekstów ukazujących się
w ogólnopolskim tygodniku „Angora”. Jakie pytania otrzymujesz najczęściej?
– Niebawem będzie to już 500. odcinek… Pytania są
różnorodne, okazuje się, że jest w Polsce sporo osób, którym leży na sercu
poprawność językowa i którzy boleją nad tym, że dobra polszczyzna podupada.
Najczęściej zdarzają się pytania o poprawność gramatyczną wyrazów, pochodzenie
słów, czasem pisownię i interpunkcję.
Czy współpracujesz z
prof. Janem Miodkiem?
– Mam zaszczyt znać osobiście prof. Miodka, to niezwykły
człowiek w kontaktach bezpośrednich. Czasem proszę go konsultację w jakiejś
spornej kwestii.
Czy uważasz, że
dyslektyk może się nauczyć ortografii?
– Myślę, że jakiś podstawowy poziom znajomości pisowni może
mimo wszystko osiągnąć, jeśli będzie usilnie nad sobą pracować. Często jednak
tego nie robi, ma przecież w szufladzie odpowiednie zaświadczenie od lekarza…
Czy masz jakieś rady
dla chcących pisać poprawnie?
– Trzeba nad sobą pracować, zaglądać do słowników, czytać
dobre teksty, interesować się poprawną polszczyzną…
Moje nazwisko Gierej
bardzo często wymawiane i pisane jest jako Gieraj. Jaka jest przyczyna
popełniania tego błędu…
– Fonetyczna. To odwrotna sytuacja niż przy wymawianiu
wyrazów tutaj czy dzisiaj, przekręcanym często na tutej, dzisiej. Otóż
otoczenie fonetyczne głoski a sprzyja podniesieniu języka w górę – ku głosce e
, bo zarówno ś , jak i j są głoskami, przy których artykulacji język znajduje
się w górnym położeniu, a zatem droga od wysokiego j (dzisiej) jest krótsza niż
od wysokiego ś – poprzez niskie a – do wysokiego j (dzisiaj) . To nie moje
wyjaśnienie, tylko prof. Jana Miodka. Na przekształcanie nazwiska Gierej w
Gieraj mogą jednak również wpływać wyrazy kończące się na -aj, np. samuraj,
wczoraj, kraj, skraj, raj, samograj.
Czy twoim zdaniem
wyrazy tzw. nieparlamentarne mogą wejść na stałe do języka ogólnego, tracąc
swoje pierwotne znaczenie, a przyjmując rolę tak zwanych przerywników w
rozmowie, ogólnie akceptowalnych? Skoro nawet w poezji używanie wulgaryzmów
jest na porządku dziennym, ba (!) należy do dobrego tonu…
– Mam nadzieję, że nigdy tak się nie stanie. Wzorcowy język
ogólny musi być pozbawiony wszelkich chwastów, wulgaryzmów czy pornogaryzmów.
Ja nie mówię zajebiście…
Jakiej rady udzieliłbyś na koniec dziennikarzom społecznym?
Co powinno być najważniejsze w ich pracy?
– Dziennikarstwo obywatelskie to w dużej mierze powołanie,
chęć pisania, komentowania rzeczy dziejących się w „małych ojczyznach”, by
pomagać ludziom, patrzeć na ręce sołtysowi, wójtowi, burmistrzowi. Dobrze się
stało, że mamy internet i że każdy może zamieścić tam swoje teksty. Kiedyś tacy
ludzie pisali listy do gazet czy tygodników i liczyli na to, że zostaną
wydrukowane. A często nie były, co rodziło frustrację autorów. Dziennikarze
obywatelscy muszą być uczciwi, a nie pisać na zamówienie kogoś. Ich pisanie
powinno wynikać z autentycznej potrzeby wyrażenia opinii w jakiejś sprawie.
Rozmawiał Dariusz
Marek Gierej
Wywiad jest z lipca
2011 roku.
Strona internetowa dr . Macieja
Malinowskiego: Obcy język polski
Kontakt z autorem: dm.gierej@gmail.com