Obudziła mnie cisza…Gdy się ocknęłam niespodziewanie w środku nocy, nie wiedziałam, co mnie wybiło ze snu. Leżałam nieruchomo, wpatrzona w ciemność, zastanawiając się w napięciu, co się stało, dlaczego nie śpię? Prawda dotarła do mnie gwałtownie, oprócz tykania zegarów niczego nie słyszałam… Gdy zasypiałam, za oknem szalała wichura, wstrząsająca framugami, miotająca śniegiem, który ciężkimi pacnięciami rozbijał się o szyby i parapet. Od kilku dni właśnie te dźwięki kołysały mnie do snu. A teraz nic…cisza…
Ranek wstał bezchmurny, słońce oślepiało podwójnie, odbite
od grubej warstwy śnieżnobiałego śniegu. Temperatura oscylowała w okolicach
pięciu stopni poniżej zera.
O takiej zimie marzyłam!
Oczywiście nie mogłam usiedzieć w domu, przecież mieszkam na
końcu świata, pod lasem!
Wystarczy przejść przez tory i już drzewa otaczają gęstym
szpalerem ze wszystkich stron. Kiedyś to był dla mnie kres wszystkiego, teraz
już nie, przecież życie cały czas płynie, więc chcąc nie chcąc, zmieniamy się i
my…
Śniegu napadało tyle, że w lesie, tam gdzie prawie nikt nie
chodzi na spacery, bo za daleko, było naprawdę urokliwie. Jak w baśni
Christiana Andersena, albo jeszcze piękniej. Idąc drogą gruntową można dobrnąć
do Turczyna, niewielkiej wsi, oddalonej od mojego domu o ponad dwa kilometry,
ale ja porzuciłam wytyczony szlak i weszłam między drzewa. Jesienią
przedzierałam się przez zarośla w ulewnym deszczu, więc tym bardziej
niestraszne mi były teraz oblodzone, obciążone śniegowym puchem, gałęzie sosen
i jałowców. Nawet lekko potrącone, zrzucały na głowę białe tumany, z czego
cieszyłam się jak dziecko, lubię przecież zimę ze wszelkimi jej dodatkami!
Przyznam również skrycie, że nie przeszkadzał mi śnieg za kołnierzem,
szczypiący w szyję, roztapiający się i błyskawicznie spływający na rozgrzane
szybkim marszem plecy… Jestem szalona? Może troszeczkę…
Gdzie bym nie spojrzała, na grubej, śnieżnej skorupie
widniały odciski łap i pazurków zwierzyny rozmaitej. Nie pytajcie jakiej, niestety nie znam się na
tym. Między drzewami mignął mi tylko cień psa, nad głową ptaki w słońcu
ćwierkały jak szalone. Oprócz wróbli i krukowatych zobaczyłam kilka sikorek w
niebieskich czapeczkach, kątem oka dostrzegłam
też gila z czerwonym brzuszkiem. Później, przy torach, już w drodze
powrotnej, przebiegło mi drogę stadko kuropatw.
Każdy przyzna, że taki spacer w słoneczny, śnieżny, zimowy
dzień może sprawić, że życie wydaje się
Znaki na śniegu
Nie zacierajmy znaków na śniegu,
Gdy przyjdzie wiosna same stopnieją,
Niech pozostanie ślad w życia biegu,
Nasze marzenia, klęski, nadzieje…
Nie zacierajmy znaków na śniegu,
Wicher zimowy sam je rozwieje,
Niech prawda spłynie z kielicha brzegów,
Tak bardzo kruche są ludzkie dzieje…
Nie zacierajmy znaków na śniegu,
Bo sypie dzisiaj znów niebem całym,
Nie potrzebujesz żmudnych zabiegów,
By przykryć wszystko całunem białym…
Nie zacierajmy znaków na śniegu,
Tak krótkie życie nam przecież dano,
Nie zdążysz nawet spytać, dlaczego?
Gdy ścichnie głosów nasz ludzki kanon…
Strona autorska Jolanty Marii Dzienis: www.jolantamariadzienis.pl
Kontakt z autorem bloga: dm.gierej@gmail.com